Dyson Cinetic – piękny, drogi, długi i wciąga wszystko
Nigdy nawet przez myśl mi nie przeszło, aby kupić odkurzacz. To było jedno z tych domowych urządzeń, które większość swojego marnego życia spędzały w szafie i w zasadzie dopóki działały, nie dawały powodu, by je wymieniać.
Zresztą jako osoba wynajmująca mieszkanie, zawsze miałem nieswoje odkurzacze. Pierwszy, czerwony padł dobrych 5 lat temu, a że nie było mnie stać wówczas nawet na najtańszy model, to mnie znajoma poratowała swoim, którego nie używała. Wiele jej zawdzięczam, bo to ta sama znajoma, która trochę wcześniej sprezentowała mi pierwszy czajnik elektryczny. I biurko i telewizor. Oj, może na tym poprzestanę, bo jeszcze uzmysłowię sobie, że kiedyś to ja nic swojego nie miałem. Zresztą chyba tak właśnie było.
Dziś jest ze mną trochę lepiej i wydatek kilkuset złotych na nowy odkurzacz nie stanowiłby większego problemu, a mimo tego cały czas używałem tego samego, starego, śmierdzącego jak cholera, odkurzacza. To znaczy on nie śmierdział na co dzień, tylko jak go używałem. Worek chyba coś nie ten tego, bo ja to worki wymieniam dopiero wtedy, gdy odkurzacz dostaje wytrzeszczu oczu i krzyczy, że dalej nie pociągnie.
Tak czy inaczej – wychodziłem z założenia, że to ma tylko ssać brud, a ssać to każdy potrafi. Po co mi nowy? No po co?
– Tomek, słyszałem, że ci worek śmierdzi – rzekł do mnie wielebny Piotr z zaprzyjaźnionej agencji
– Trochę.
– A pomyślałeś, żeby go wymienić?
– Kiedyś o tym myślałem i chyba nawet wymieniłem. No prawie. Bo kupiłem nowe worki i musiałem coś tam rozcinać, aby pasowały.
– I co?
– I dalej śmierdzi mi worek.
– Może to nie worek dalej ci śmierdzi?
– A co może mi śmierdzieć?
– Nie wiem. Filtr wymień, rurę se przepchaj… a bo ja wiem?
– Mhm. A tak poza tym co tam?
– Poza tym to może byś kupił sobie nowy odkurzacz?
– A daj pan spokój.
– Mamy rozwiązanie twoich życiowych problemów – wtrąciła wielebna Paulina z tej samej (wciąż zaprzyjaźnionej) agencji.
– A więc to tak!
– Tak!
– Bez szans. Nie będę testował odkurzacza za kilka stów. Musielibyście mi dać coś z górnej półki.
– Coś, co technologią wyprzedza większość odkurzaczy, ma zajebisty wygląd i kosztuje tyle, ile 20 odkurzaczy z marketu?
– Dobra, biorę.
Jeśli tak jak ja, zatrzymaliście się w rozwoju odkurzaczy na tym momencie, w którym one po prostu ciągnęły z dołu (bez skojarzeń!) brud, a potem się wymieniało worki i to było na tyle, jeśli chodzi o obsługę, to byliście na tym samym poziomie rozwoju, co ja. Nie czytałem absolutnie nic na temat Dyson Cinetic. Wiedziałem, że jest ładny i to mi wystarczało, aby wpuścić kuriera z przesyłką. Akurat była ze mną moja wspaniała pani sprzątająca (pisałem wam o niej kiedyś, to Ukrainka mówiąca do mnie „Pantomek”).
Spojrzała na odkurzacz, potem na mnie, potem znowu na odkurzacz, a potem znowu na mnie.
– Pantomek, a co to?
– Miał być odkurzacz, ale chyba podesłali wyrzutnię rakiet.
– Pantomek, ja się tego boję.
– Ja też. Zostawmy to. Znajdę gdzieś instrukcję obsługi, nauczę się i następnym razem się nim pobawimy.
Niestety podczas sprzątania wyrzuciła i karton i instrukcję obsługi, tak więc następnego dnia musiałem samodzielnie dokonać niemożliwego – nauczyć się obsługi odkurzacza. Po wielu godzinach analizy, kilku nieprzespanych nocach, wizytach u psychologa, księdza i moich byłych, odkryłem, że ten odkurzacz ma tylko jeden przycisk. Włączający go.
Rurę wkłada się w dziurkę, szczotkę wkłada się w dziurkę rurki i to wszystko, co trzeba wiedzieć o obsłudze tego odkurzacza.
A nie, jednak nie wszystko, bo szczotki to jedna z najważniejszych zalet tego odkurzacza, a poza ich najważniejszą funkcją, mają to, czego od szczotek raczej się nie oczekuje – oryginalny wygląd.
1. Obraca się wokół własnej osi. Jej zadaniem jest doprowadzić moje podłogi do stanu, w którym będę mógł się w nich przejrzeć.
2. Ulubionym miejscem tej szczotki są parkiety.
3. W zasadzie to nie wiem do czego ona służy. Na pewno do trudno dostępnych miejsc, na których są dywany (pod łóżkiem?)
4. Do łóżek, tapczanów, foteli.
But the winner is…
5. Moja ulubiona.
Dostałem model Animal Turbine, co oznacza, że ma w zestawie właśnie tę szczotkę. Dwa elementy, które widać na zdjęciu wirują niezależnie od siebie, dzięki czemu wyciągają, ściągają i wysysają te najbardziej przylegające brudy, np. z sierści zwierząt na fotelach. Pokazałem ją piesi.
– Hej piesia, pacz, to turboszczotka Tangle-free!
Piesia spojrzała się na mnie dziwnie, z typowym dla niej wzrokiem „nigdy wcześniej nie mówiłeś, że przeszkadza ci moja sierść! Nigdy! Co jeszcze ci się we mnie nie podoba?Jestem za gruba, tak?„
I robiąc mi na złość zaczęła tarzać się po dywanie.
Na nic zdadzą się jej fochy, bo i tak od teraz wszystkie miejsca w domu będą pozbawione włosów piesi i jej psiapsiółek.
To, co w Dysonie najważniejsze, to technologia cyklonów. Gdzieś czytałem, ze mister James Dyson wymyślił tę technologię w latach 80., dostał za nią kilka nagród, po czym nikt nie chciał tego mu produkować. To się chłop zawziął i sam zaczął produkować i sprzedawać. Kilka lat temu jego firma stała się liderem w USA na rynku sprzedaży (jeśli chodzi o zyski). Nie będę wchodził w techniczne zawiłości, bo nie jestem ekspertem od urządzeń ssących, ale rzecz sprowadza się do tego, że w tym odkurzaczu nie ma miejsca na worek. Próbowałem włożyć reklamówkę z biedry, aby ściągała brud, ale i ona nie chciała nigdzie się umocować.
Okazało się, że odkurzacz posiada 52 cyklony, które wciągają, mielą, rozdrabniają, zjadają i połykają wszystko, co do nich wpadnie. Nie trzeba żadnych worków, nie wymienia się żadnych filtrów. Jak kupujesz sprzęt, tak używasz go latami bez martwienia się, że oto znowu trzeba lecieć do sklepu po worek, albo – co gorsza – kombinować jak opróżnić stary i użyć go ponownie. No co? Też tak robiłem, studenci muszą sobie jakoś radzić w życiu.
Więcej o technologii Dyson oraz innych produktach tej firmy przeczytacie na: DYSON.PL
W pierwszej chwili chciałem zrobić testy, rozsypując jakieś brudy na podłodze, ale pomyślałem sobie, że to dobre dla programów z telesprzedażą, bo trudno by jakikolwiek odkurzacz nie poradził sobie ze sprzątaniem, dlatego pomińmy ten etap, w którym zachwalam, że żaden odkurzacz nie robi tego tak dobrze, jak Dyson. Jego zaletą na pewno jest oryginalny design. Robi wrażenie. Jego wadą jest wielkość, bo nie chciał zmieścić mi się do szafy, w której trzymałem zwykle odkurzacze. To znaczy on nie jest duży, ale razem z wetkniętą rurą jego szerokość przekracza metr i tyle samo wynosi wysokość. Muszę z tym jakoś żyć. Nie będzie łatwo, ale nie poddam się.
W praktyce spisuje się doskonale, czyli jak ciągniesz go z pokoju do pokoju, uderzając o progi, framugi, ściany, to on pokornie przyjmuje wszystkie ciosy i bezproblemowo omija przeszkody. Ja nie jestem z tych, co przenoszą odkurzacz z pokoju do pokoju. Nie. Jak włączę go w jednym, to on ma chodzić ze mną wszędzie. Cieszy mnie, że ma długi kabel i po kilku latach udało mi się odkurzyć sypialnię. Pod warstwą kurzu znalazłem nawet kilka ubrań, których szukałem od lat.
Tej klasy odkurzacz nie posiada żadnych dyskwalifikujących wad i nie wiem, do czego się przyczepić, bo funkcję, do której został stworzony, spełnia tak, jak żaden mój odkurzacz nie spełniał, choć trzeba przyznać, że nigdy nie posiadałem produktu z najwyższej półki. Producent położył nacisk na zadowolenie czyścioszków. Żadnych worków, żadnego kontaktu z brudem, nic nie trzeba wyciągać, przepychać, żadne zapachy nie przedostają się przez filtry. Sprzęt sprawia wrażenie „sterylnego”, co w połączeniu z interesującym designem w jakimś sensie usprawiedliwia wysoką cenę. Ale najważniejsze, że już nie śmierdzi mi z wora.